Wysoka inflacja oznacza dużo droższe wakacje. Sama podróż samochodem przy obecnych cenach paliwa to już istotny wydatek, który należy wkalkulować w łączne koszty. W Internecie co rusz natrafiamy na paragony grozy, które pokazują, jak drogo jest nad polskim morzem. Jednak czy wizyta na Bałtykiem rzeczywiście musi wiązać się z tak horrendalnymi cenami?
Najdroższe są popularne kurorty
Jeśli chcesz spędzić wakacje w popularnych kurortach nadbałtyckich, wówczas musisz liczyć się z tym, że cena wakacji będzie dużo wyższa. Do takich kurortów możemy zaliczyć chociażby: Kołobrzeg, Władysławowo, Łebę, Mielno, Jastrzębią Górę, Karwię czy Krynicę Morską. Ze względu na dużą liczbę turystów, właściciele baz noclegowych i lokali gastronomicznych mogą sobie pozwolić na dość mocne windowanie cen. Nieprzypadkowo to właśnie z tych popularnych kurortów pochodzi większość paragonów grozy.
Klimatyczne miejsca na uboczu
W dobie drożyzny lepszym rozwiązaniem może być wyjazd do jednej z mniejszych miejscowości położonych w pobliżu kurortów. Plusem tych miejsc są nie tylko dużo niższe ceny, ale również mniej zatłoczone plaże. A gdy pogoda nie dopisuje, wciąż możemy udać się do większych miejscowości położonych w okolicy. Minus? W takich miejscowościach jest znacznie mniej miejsc noclegowych i restauracji, a sporym utrudnieniem może być także brak strzeżonego kąpieliska.
Czy nad morzem rzeczywiście jest tak drogo?
Gofr za ponad 20 złotych, gałka lodów za 10, kawałek ryby za 50. Fakt, z takimi cenami można spotkać się nad polskim morzem, ale w wielu przypadkach paragony grozy pochodzą po prostu z miejsc, w których jest najdrożej. Na portalach społecznościowych można znaleźć grupy, w których ludzie wymieniają się opiniami na temat stosunkowo niedrogich miejsc wartych polecenia w popularnych kurortach. Owszem, wakacje nad Bałtykiem w tym roku nie należą do tanich, ale z drugiej strony, paragony grozy często wyolbrzymiają ten problem.